Posty

Opowiadanie - Pies

 Ten dzień był słoneczny, bez wietrzny. Tak połowa maja, sobota. Jestem ubrany w niebieskie dżinsy, buty typu adidas, takie czarne z czerwoną siatką. Są czyste i mam nadzieje, że je dziś nie ubrudzę. Na sobie mam koszulkę polo, zieloną. Jadę po lesie na rowerze. Co jakiś czas słychać trzaski szyszek i gałęzi spod kół. Las jest kojący dla duszy. Postanowiłem się zatrzymać, napić. Tak sobie piję i, piję i naglę, widzę jak Sarna, mi przelatuje, a za nim biegnie duży pies. Tak się zastanawiam. Nigdy nie widziałem dzikiego psa. Co tu miałby robić dziki pies? Nawet mnie nie zauważył. Z oddali widzę, jak inny pies biegnie w moją stronę. Szybko w siadam na rower i co sił w nogach pedałuje. Droga jest marna, co chwilę mnie telepie. Spoglądam się i stwierdzam, że mam złe i dobre informacje. Dobra jest taka, że zwierze się nie przybliża, a zła jest tak, że nie daje za wygraną i non stop biegnie za mną. Kiedy on się zmęczy. Wściekliznę pewnie ma. Pedałuje co sił, aż kończy się las i

Opowiadanie - Diabeł w głowie.

  Opowiadanie krótkie 2 Ten rok, a konkretnie pora zimy jest wyjątkowa zimna. Muszę nosić szalik czapkę, rękawiczki, szalik, ciepłą kurtkę itd... Zima nie zna litości, a wyjść i trzeba. Jest weekend, konkretnie sobota. Postanowiłem iść na zakupy. Bułki, jabłka i takie tam. Jestem na dworze, idę sobie spokojnie chodnikiem. Nagle słyszę huk. Patrze, się i widzę, jak dwa samochody się zderzyły. Czołowe zderzenie. Niebieska Skoda z czerwonym BMW. Po chwili słyszę krzyki. - Jak jeździsz baranie !!!! Pod prąd, głupi matole. - Za szybko jechałeś, tutaj jest ograniczenie do 30. - Wsadź sobie te 30 w tyłek, dzwonie po Policje, przypomnę ci, że twój złom jest na moim pasie. - Dawaj, dzwoń, jesteś tak ograniczony, że się nie dogadamy i dlatego potrzebujesz Policjanta, aby za ciebie myślał. Przechodząc koło zdarzenia, nagle ktoś mnie popycha na ulicę, wręcz ciągnie w stronę BMW. Odruchowo się wyszarpuje, wtem koleś co mnie szarpał do mnie z ręką i trzyma kurtkę. - Chodź

Opowiadanie - Wandalizm i terror.

Opowiadanie 1 Jest piątą rano, bezchmurne niebo, trochę słońca. Mamy luty, a mam wrażenie, że to wiosna. Jem śniadanie, myję zęby i idę do pracy. Pracuję w dużym sklepie, na obrzeżach dużego miasta. Dziennie przewija się sporo klientów związanych z budowlanką. Usiadłem koło farb. Tak na serio potrzebowałem ponad miesiąc, aby dość dobrze opanować rodzaje farb.   Podchodzi do mnie facet, może po 30-stce. Czarna broda, jajowata twarz, lekka broda, bez wąsów. Mówi. -Panie, skoro kupię 6 wiaderek, to mi się rabat należy. -Niestety, ale na te farby nie ma rabatu. -To ile mam kupić farby, aby był rabat? -Proszę Pana, na te farby nie ma rabatu i nie ma znaczenia, ile Pan kupi litrów farby. -Skoro biorę dużo, to żądam rabatu. - Jest mi przykro, ale na farby nie mamy promocji. Klient nie odpowiada, idzie, bierze plastikowy pojemnik z farbą. Otwiera i wylewa zawartość na podłogę. Za nim się odzywam, zaczyna wymachiwać bejsbolem. Po chwili dostaje prosto w twarz.   W tym czasie ktoś z personelu z