Opowiadanie - Pies
Ten dzień był słoneczny, bez wietrzny. Tak połowa maja, sobota. Jestem ubrany w niebieskie dżinsy, buty typu adidas, takie czarne z czerwoną siatką. Są czyste i mam nadzieje, że je dziś nie ubrudzę. Na sobie mam koszulkę polo, zieloną. Jadę po lesie na rowerze. Co jakiś czas słychać trzaski szyszek i gałęzi spod kół. Las jest kojący dla duszy. Postanowiłem się zatrzymać, napić. Tak sobie piję i, piję i naglę, widzę jak Sarna, mi przelatuje, a za nim biegnie duży pies. Tak się zastanawiam. Nigdy nie widziałem dzikiego psa. Co tu miałby robić dziki pies? Nawet mnie nie zauważył. Z oddali widzę, jak inny pies biegnie w moją stronę. Szybko w siadam na rower i co sił w nogach pedałuje. Droga jest marna, co chwilę mnie telepie. Spoglądam się i stwierdzam, że mam złe i dobre informacje. Dobra jest taka, że zwierze się nie przybliża, a zła jest tak, że nie daje za wygraną i non stop biegnie za mną. Kiedy on się zmęczy. Wściekliznę pewnie ma. Pedałuje co sił, aż kończy się las i wjeżdżam na drogę asfaltową. Kundel odpada i przystaje. Jadąc dalej, uświadamiam sobie, że mogło się to gorzej skończyć. Np.: gdybym nie miał roweru. Pewnie bym nie miał szans w ucieczce. Jakie miałbym obrażenia? W zasadzie ręce mam gołe. Dla psa dżinsy to łatwizna. Jaki miałbym ból na ciele, a może ten pies bym mnie zagryzł? Rany, jadę na tym rowerze, myśli mi się kłębią. W połowie drogi do domu postanowiłem się zatrzymać. Teraz dopiero zauważyłem, że zgubiłem bidon. Nawet napić się nie można, postanowiłem poszukać sklepu. Na szczęście nie był daleko. Poirytowało mnie zgubienie bidonu. Będę musiał kupić nowy. Po napiciu się wody, bez zatrzymywania się dojechałem do domu.
Komentarze
Prześlij komentarz